strona główna indeks Anna Krystyna WISZNIEWSKA drzewo-grafik
(13.07.1914 - Ślesin / 12.03.1994 - Gdańsk)
rodzice Aleksy WISZNIEWSKI i Stanisława IRCHIN
strona główna indeks mąż Mieczysław JARMAKOWSKI drzewo-grafik
(28.12.1920 - Pabianice / 31.12.1968 - Gdańsk)
4 dzieci:
B.J. B.J.
B.J. B.J. B.J.
B.J. B.J. B.J.
W dzieciństwie nadano jej przezwisko "gęś siodłata" i "gęsiarka". Piękna, zawsze uśmiechnięta... (S.W.)
"... po ukończeniu nauki w Państwowym Gimnazjum Humanistycznym im. ks. Piotra Skargi w Szamotułach do którego była przyjęta 23 czerwca roku 1928, zdała w czerwcu roku 1934 gimnazjalny zwyczajny egzamin dojrzałości typu humanistycznego wobec Państwowej Komisji Egzaminacyjnej ... ", "... Państwowa Komisja Egzaminacyjna uznała Wiszniewską Annę za dojrzałą do studiów wyższych i wydaje jej niniejsze świadectwo."
(cyt. ze świadectwa dojrzałości z 21.06.1934 r. - G. G.)
W czasie wojny brała udział w Powstaniu Warszawskim, po wojnie przyjechała do Gdańska.
W latach 50-60 tych Anna wraz z mężem prowadziła sklep spożywczy. (B. J.) |
Mieczysław w czasie wojny był na robotach w Niemczech .........., miał dwóch braci Eugeniusz (dzieci Wiktor, Ryszard, Bogdan, Zenon) i Tadeusza (dzieci: Stefan, Zofia, Elżbieta). Zmarł na wylew krwi do mózgu (prawdopodobnie wskutek wcześniejszego wypadku w pracy - uderzenie w głowę).
(zdjęcie po lewej w posiadaniu Michała P. Jarmakowskiego - grudzień 2004, po prawej Bogusława J. - maj 2008)
zobacz koniecznie INNE ZDJĘCIA
PAMIĘTNIK ANNY (oryginał w posiadaniu Bogusława Jarmakowskiego):
"Urodziłam się w Ślesinie.[1] Pamiętam tylko mały dom, podwórko gospodarskie, czterech braci i siostrę, która ciągle miała utarczki słowne i czynne z matką. Nazywali ją „gruba”. Bardzo była z tego powodu zła. Mama – ładna brunetka z czarnym warkoczem, zajęta małym gospodarstwem i wychowaniem dzieci. Ojciec - przystojny blondyn z wąsem podkręconym do góry. Zajęty sprawami urzędowymi. Był, bowiem pisarzem gminnym w tym małym świecie - Lata 1914 - 1920. Z końca wojny pamiętam tylko Niemców w pikielhaubach[2], którzy żegnali się z moją matką płacząc i całując jej rękę. Matka daje im na drogę chleb i żegna. Po ich odejściu mówi – „Nareszcie”. Teraz ona płacze i my wszyscy. Żyjemy dalej bez Zaborców. Bracia – kochają mnie – Nazywają dobrotliwie „gęsią siodłatą” – lub „gęsiarką”. Była w tej okolicy wielka hodowla gęsi. Gromady ich i niezliczone stada, pędzone drogami – nie pozwalają przejechać przejezdnym. – Nie pamiętam dalej [lat] Ślesińskich. Z opowiadań znam tylko podróże ojca i matki samochodem do Babci Irchin do Proszysie[?]. W czasie tej podróży najmłodszemu bratu Włodkowi zdarza się niemiły wypadek- na skutek przejedzenia się tzw. „robi w spodnie”. Stąd złośliwa piosenka: „Samochodem, mimochodem przyjechali z wielkim smrodem” Oraz przydomek, który go prześladował do późnych lat: „Samochód”, lub „Kupa samochodowa”.
Nie pamiętam z lat Ślesina więcej. Kłopoty tylko z bratem najstarszym Lorkiem, który uciekł z seminarium duchownego do legionów Piłsudskiego, nigdy tam nie wrócił i kończył kursa nauczycielskie. Przenosimy się do Konina. Ojciec ciężko choruje i umiera na raka krtani w wieku lat 40. Widzę siebie na ręku brata Józka, który płacze – ja nic nie zdaję sobie spraw z nieszczęścia. Ojciec pisze na kartce papieru, że bracia mają się opiekować matką i najmłodszym dzieckiem tzn. Hanią, – czyli mną. Siostry Zosi nie widzę Koło siebie. Pewnie jest na kursach Nauczycielskich w tzw. „Preparandzie”[3]- „Kursy przygotowawcze”. Rodzina się rozstaje. Józio jedzie kończyć wojsko jest ułanem w „Zduńskiej Woli”. Brunon wyjeżdża do Babci Irchin do Wilczyna i do Ciotek. Brunon ciągle płacze. Przez cały czas pobytu u Babci – zalewa się łzami. Moi bracia nazywają go „Beka”. Przydomek ten prześladuje go do czasów studiów. Zosia kończy Preparandę – nie pamiętam, w jakim mieście. – Bracia nie nazywają mnie już „gęsiarka”. Biorą często na ręce i głaszczą po głowie. Włodek zostaje w Koninie na stancji i przygotowuje się do gimnazjum. Mama ma jakieś papiery wartościowe – od czasu do czasu je sprzedaje. Nie interesuje mnie to.
Lata mijają. Wszyscy dorastają powoli. Ja mam 5-6 lat. – Warunki zmuszają, abym wraz z matką wyjechała do Polichna Koło Turku. Zabiera nas tam brat Lorek, który otrzymał posadę nauczyciela. W Polichnie mieszkamy w murowanym budynku pokrytym dachem ze słomy tzw. strzechą. Matka zajmuje się gospodarstwem. Zaczynam chodzić do szkoły. Brat Lorek jest dla mnie niedobry. Za najmniejsze przewinienie bije mnie ciężką, grubą linią w rękę. Nazywa się to „łapa”. Brat Lorek jest niesprawiedliwy, może chce okazać (ma lat 22) swoją wyższość i sprawia mu to satysfakcję. Inne dzieci traktuje normalnie. Nie lubię go i boję się. Ale mama nazywa go świętym (lata w seminarium) i moje skargi lekceważy. – Pamiętam zjazd rodzinny – są wszyscy moi bracia – Wybierają się na studia wyższe. Są też rodzina Maleszewskich. Z jedną z nich Reginą mój brat Józef żeni się, ale to sprawa dalsza. Mam starą fotografię, na której jest uwieczniona cała rodzina. Ja najmłodsza z psem, nazywanym przekornie przez brata Lorka Leninem. – Po uroczystości wszyscy się rozjeżdżają. Upływa. Mija pewien okres czasu. Dochodzi do tragedii. Pewnej nocy wybucha pożar na strychu. Dom od dachu pali się jak zapałka. Brat budzi wszystkich – Wyrzuca mnie przez okno – mama również wyskakuje. Brat chce ratować to, co nie jest do uratowania. Zawala się nad nim cała powała. Jest bardzo poparzony Mama, ja dosłownie w jednej koszuli – Idziemy do sąsiadów, gdzie dają nam coś do ubrania. Brat leży na ziemi na cudzej pościeli i strasznie jęczy. Rano jedziemy wszyscy do Turku – W Turku mieszkają moje Ciocie i Babcia. Po kilku dniach brat umiera w szpitalu. Dziwnie go leczyli, bo wkładając do gorącej wody. Matka strasznie zrozpaczona chce popełnić samobójstwo. Kilkanaście lat nosi żałobę. Powodem pożaru było podpalenie. Zemsta za nazwę psa Lenin. Na strychu znaleziono naftę i szmaty, których tam nigdy nie było. To była szkoła, – więc każdy miał dostęp do drzwi wejściowych[4]. Brat pochowany został w Koninie tuż przy grobie ojca – Mieszkamy teraz w Koninie nad Wartą w wynajętym mieszkaniu. Matka ratuje ciężkie sytuacje dywidendami od akcji – Są lata 20 – 30. Bracia kończą gimnazjum – wybierają się na studia Józef na wydział rolniczy U.P., Włodek na wydział prawny Uniwer.[sytetu] Warsz.[awskiego], a Brunon na Politechnikę. Siostra Zosia ukończyła już studia i jest nauczycielką. Na krótki okres czasu wyjeżdżamy z mamą do niej – gdzie chodzę dalej do szkoły. Najgorzej to uczyć się pod kierunkiem rodziny lub pracować!!!
Wracamy
do Konina – Z chwilą, kiedy jesteśmy na stacji – zaczyna się
pożar Kramska, tj. tej miejscowości, gdzie mieszkaliśmy –
Siostra dostaje posadę na wsi koło Konina – mieszkamy razem z
Matką. Bardzo [się] cieszę, gdy przyjeżdżają moi
bracia na wakacje, lub ferie Przywożą mi piękne książki
z bajkami, których teraz nie ma i nie będzie. Sprawdzam czy nie
czytałam, a potem bardzo im dziękuję. Należą do
Akademickiego Związku Koninian „A. K Kon”. W czasie ferii wraz z
kolegami urządzają przedstawienia amatorskie, – które maja pełen
komplet widzów. W czasie wakacji letnich wystawili też „Balladynę”
– Przedstawienie trwało całą noc – Niektórzy z widzów
smacznie chrapali. Niemniej przedstawienie podobało się i długo
mawiano w całym mieście. Po zatem jest jeszcze klub „Przystań”
nad Wartą. Tam skupia się życie towarzyskie Koninian. Plotki,
ploteczki każdy wie o wszystkich. Można też grać w
preferansa, kręgle itp. A po zatym wynająć kajak lub łódź
i płynąć rzeką Wartą, a okolice są ładne, a
woda czysta, a piasek na plaży lśni jak złoto – Mieszkamy teraz
na Ogrodowej blisko rzeki. Teraz ulica ta nazywa się Zofii Urbanowskiej,
ówczesnej pisarki nieco staroświeckiej, ale wtedy bardzo poczytnej. Mam
koleżankę. Marysię K., do której ciągle chodzimy razem z
mamą. Mama gra w karty z jej rodzicami, a my wieczorem bawimy się
piłką. "
[przypisy
- G.G.]:
[1]
–
Ślesin koło Konina
[2]
- <niem. Pickelhaube> his. hełm skórzany okuty blachą,
zakończony szpicem, noszony przez wojsko pruskie, później –
niemieckie do końca I wojny światowej.
[3]
- <łac. praeparandus=mający być przygotowanym> his.
p. nauczycielska – kurs przygotowujący do nauczania w szkołach
jednoklasowych, organizowanych w Galicji od 1854 r. przy czteroletnich szkołach
elementarnych; w Polsce międzywojennej: kurs wstępny do seminarium
nauczycielskiego.
[4] - inna wersja pożaru na stronie Aureliusza Wiszniewskiego
Ślesin - Łuk tryumfalny z orłem napoleońskim (1811 r.) [pocztówka lata 70-te XX w. - G.G. '06] |
|
ten sam Łuk tylko widok z drugiej strony i kilka lat wcześniej - G.G. '06
|
Pod tym łukiem zapewne niejednokrotnie przechodziła Anna w swoich latach młodzieńczych, być może było to miejsce różnych spotkań... [G.G.]
* * *
INNY PAMIĘTNIK ANNY napisany na konkurs ogłoszony przez czasopismo "PRZEKRÓJ" pt.
"Mój pierwszy dzień wojny"
"Wkrótce
minie rocznica drugiej wojny światowej. Pięćdziesiąt lat –
a jednak pamiętam jakby to było dzisiaj
– Tego dnia miałam 24 lata.
Bratowa
moja z dziećmi została w Warszawie, a ja z
Matką moją w dn. 31 sierpnia w nocy dojechaliśmy po wielu
przygodach do Brześcia n/ Bugiem. Tam, bowiem
mieszkał i pracował drugi mój brat Brunon inżynier meliorant.
Nagle coś
zaczęło się dziać,
odezwała się
Zimą
przyszła depesza w języku rosyjskim ze Starobielska od brata Józefa: „Proszę
o wiadomości o całej rodzinie, Niech mama mi zrobi i przyśle ciepłą
czapkę”
[Są
to prawdopodobnie jedyne wspomnienia mojej Babci,
- opracowanie
Grzegorz Giżewski, wnuk Anny Jarmakowskiej