powrót do   strona główna   Mateusz Wiszniewski

Bajki i teksty autorstwa Mateusza Wiszniewskiego:

DRZEWO PIEŚNI

Pierwsza piosenka jaka pamiętam, która nauczył mnie Ojciec brzmiała:
Lanca do góry, szabla w dłoń,
Bolszewika goń, goń, goń.
Miałem wtedy kilka lat.
Nie wiedziałem kto to są bolszewicy?
Pewno jacyś źli ludzie, myślałem...
Ale pomyśl gonienia kogoś na koniu z lanca albo szablą.. bardzo mi się spodobał.
Mogłem sobie wyobrażać, że
jestem bohaterem z filmów.
Piosenka była radosna i energiczna, przypominała o życiu dziarskich ułanów.
I fajnie się ją śpiewało.
Taki był pierwszy korzeń mojego Drzewa Pieśni.
Kiedy byłem trochę starszy,
Ciocia nauczyła mnie dwóch wyliczanek:
Ecik Pecik, Ecik Pecik, podpalimy komitecik.
Raz dwa trzy, raz dwa trzy podpalaczem będziesz Ty.
Lub
Nie ma mięsa, nie ma serka
Nie lubimy Pana Gierka
Raz Dwa trzy, Raz Dwa trzy
Sekretarzem będziesz Ty.
Jako mały chłopiec nigdy nie byłem w komiteciku,
Ani nie wiedziałem gdzie się znajduje
i kto tam mieszka.
Nie żałowałem też mięsa ani serka
gdyż najbardziej smakowała mi surowizna
Surowa kapusta i marchewki.
Jednak lubiłem ogień i palenie ognisk,
I obie wyliczanki trafiły do mojego repertuaru.
Zwłaszcza podobały mi się okrągłe oczy nauczycielek, które zauważałem, kiedy śpiewałem ta piosenkę
lub uczyłem wyliczanki inne dzieci.
Nikt jednak nie zwracał mi uwagi.
Być może nauczyciele nie chcieli się w to mieszać
a może po cichu się zgadzali z tymi słowami.
Była to epoka Gierka i za takie słowa
nie szło się już do więzienia.
Mój ojciec miał status artysty wiec mógł sobie pozwalać
na różne dziwne rzeczy i nikt na to nie zwracał uwagi.
Drzewo Pieśni zapuszczało kolejne korzenie.
Potem przyszły lata nauki religii.
Śpiewaliśmy Madonno, Czarna Madonno oraz
Nie rzucim ziemi skąd nasz ród itd.
Krzepiący i podniosły nastrój pieśni kościelnych podobał mi się.
Czułem wtedy wspólnotę z innymi i
miałem swoje pierwsze duchowe doświadczenia.
Kiedy byłem w harcerstwie śpiewaliśmy
Plonie Ognisko ..., W Dal Wertepami , Szare Szeregi
Wspominaliśmy poległych w walce harcerzy.
Lub piękne oczy harcerek, czy piękno przyrody
Na zmianę.
Iskry z ogniska strzelały wysoko w górę.
To były wspaniale chwile.

Pień Drzewa Pieśni stawał się coraz mocniejszy.
Ale pojawiały się już wpływy z Zachodu
I w gimnazjum śpiewało się Cohena:
Susana, Partyzant czy
Czasem łapię się na tym, ze się grzebie w przeszłości,
Obiecaliśmy sobie wytrwać w naszej miłości…
W okresie stanu Wojennego często śpiewaliśmy
piosenki Karczmarskiego, Mury, Janek Wiśniewski padł.
Potem nadeszła fala rocka
Pojawiły się koncerty i imprezy.
Piosenki, które wszyscy znali i śpiewali
Mniej niż Zero,
Ewka, Ewka Pamiętasz,
Czerwony jak Cegłą, Gorący jak Piec...,
Ech Ziuta…, Autobiografia itd.
Drzewo Pieśni wypuszczało gałęzie w różne strony.
W tym czasie powoli zaczęły mnie interesować
inne klimaty.
Zacząłem interesować się Jogą,
Śpiewaliśmy OM i różne interesujące modlitwy w egzotycznych językach..
Ich dźwięk wydawał się koić ból i niepewność
związany z teraźniejszą sytuacją,
Dawał spokój i nadzieje na lepsze życie -
choćby w następnym wcieleniu.
Drzewo Pieśni było na tyle mocne, że nie dawało się zagłuszyć innym drzewom i chwastom.
Pieśń pojawiła się też na mojej maturze...
Na maturalne pytanie
Na czym polega wychowawcza rola
Ludowego Wojska Polskiego?
Nie wytrzymałem i powiedziałem co myślę naprawdę:
Jak to nie widać?
Chodzą pod dworcach pijani i śpiewają,
Śpiewają:
Niech żyje nam rezerwa…
Ale miałem szczęście
Że przez ten śmiały wyczyn nie oblałem matury…
Na szczęście w komisji choć jeden historyk był w partii,
drugi był ze zdelegalizowanej Solidarności.
I nie oblali mnie.
Wiec zdałem maturę z WOSu na trojkę.
Z wiekiem i upływem czasu zacząłem rozumieć że ,
nie ma ludzi czarnych i białych.
Zarówno wśród Polaków, Rosjan, Niemców i Żydów, ludzi wyznających przeróżne religie można znaleźć wspaniałych ludzi jak i ostatnie kanalie.
Zacząłem sobie uświadamiać, że o poziomie człowieka nie decyduje jego wykształcenie, ilość posiadanych bogactw, religia, obywatelstwo czy kolor skóry,
ale jakość jego myśli, uczuć i czynów.
Zdałem sobie sprawę, że wszelkie -izmy są pułapką.
Ludzie w imię jednego -izmu , który ma być drogą do powszechnego szczęścia lub zbawienia
Zwalczają, a czasami okaleczają lub zabijają zwolenników innych -izmów.

Wraz z tym zrozumieniem zaczęła mnie interesować pieśń, którą śpiewa się bez słów i treści.
Czysty dźwięk, który wyraża duszę i jej tajemnice.
Śpiewam teraz Pieśń Duszy.
Nadszedł czas na poszukiwanie własnego brzmienia i głosu i wsłuchiwania się w głos własnej duszy:
Drzewo Pieśni zaczęło wydawać owoce.
Zacząłem grać na fletach i śpiewać
to co mi grało w sercu.
Śpiew bez słów, za pomocą samej melodii.
Uniwersalne przesłanie z głębi serca i duszy.
Zainteresował mnie czysty dźwięk i wibracja
Nie wplatana w zagmatwane sieci -izmów
I walkę różnych dogmatów i ideologii.
Odkrywanie swojego głosu i własnej prawdy o świecie.
Z takim śpiewem jestem teraz.
Drzewo Pieśni wydało owoc.

* * *

ALCHEMIK

Pewien alchemik przez lata poszukiwał kamienia filozoficznego.

Przez długie lata czytał i zgłębiał zawile księgi. Przesiadywał całymi nocami w swojej pracowni. Zgłębiał zasady Alchemii i szukał, szukał.

      Wiele zrozumiał, przeżył i doświadczył.

Jednak najgłębsze sekrety Alchemii pozostawały przed nim ukryte.

      W końcu zauważył, że się starzeje i staje się znużony tymi poszukiwaniami.

      W alchemicznej pracowni było mu za duszno i za ciasno.

Postanowił zmienić sposób swoich poszukiwań. Opuścił pracownię, schował swe księgi i udał się w góry.

Zaczął pilnie obserwować i naśladować naturę. Obserwował naturę, zwierzęta i rośliny.

Wiele zrozumiał obserwując lot ptaka, skaczące w strumieniu ryby, sunące po niebie obłoki.

Długo przebywał wśród drzew i kwiatów. Stawał się coraz bliższy naturze i stopniowo,

był coraz bardziej szczęśliwy i pogodny.

Jego umyśl robił się coraz  bardziej jasny, ciało młodniało.

Wyostrzały się zmysły. Intuicyjnie czuł, że zbliża się do odkrycia jakiejś ważnej tajemnicy.

      Zaczął spotykać się z ludźmi, bawić się.

      Pieniądze, które były przeznaczone na alchemiczne badania rozdał ubogim i chorym.

      Jego koledzy alchemicy , powiadali, ze zwariował, inni, ze znalazł Kamień Filozoficzny.

      Jego kontakt z naturą sprawił, że stał się coraz bardziej prosty i naturalny.

      Jadł, kiedy miał na to ochotę, odpoczywał, kiedy tego potrzebował.

      Nie przejmował się opiniami ludzi.

Kiedy miał ochotę coś robić, robił to.

Kiedy nie miał na coś ochoty, nie robił tego.

      Jego życie stawało się coraz bardziej proste i naturalne, a on był coraz zdrowszy i szczęśliwszy.

      Pewnego dnia, wstał o wschodzie słońca i oglądał niebo.

      Zloty promień słońca padł na lustro, przymocowane do jednego z jego alchemicznych urządzeń, odbił się i wpadł prosto do jego serca.

      Poczuł ogromne ciepło i jasność.

Coś się w nim otworzyło.

      Wtedy zrozumiał, że sam jest tym, czego szukał.

      Potem nagle zniknął.

      Jedni mówili, że zaraz po tym rozpuścił się w światło.

      Inni, że odpłynął za morze.

      Jeszcze inni, powiadali, że ożenił się z prostą wieśniaczką

Lub, że widzieli go jak pracował w lesie jako drwal.

      Jakakolwiek była prawda o jego dalszych losach, faktem jest, że nad miejscem, w którym była jego pracownia alchemiczna do tej pory często pojawiają się tęcze,

A ludzie, którzy, przychodzą tam w pielgrzymkach i się modlą, twierdza, ze czują niezwykłą energie i często doznają cudownych uzdrowień , a ich modlitwy zostają wysłuchane.

 

* * *

 

TĘCZA

 

Pewnego dnia, Anioł chciał zejść na ziemię. Widział jak smutno jest ludziom tam na dole.

Chciał ich rozweselić. Chciał im pokazać, Że życie może być proste, radosne i piękne.

Takie było życie Anioła. Jednak życie ludzi było całkiem inne.

Biegali w kółko zmęczeni i zapracowani. Kłócili się cierpieli, doświadczenie szczęścia i miłości dłużej przez krótką chwilę nie było dla nich łatwe.

Takie było życie ludzi. Anioł zapragnął ludziom pomóc.

Anioł nie mógł pokazać się ludziom bezpośrednio, ani do nich mówić, więc przybrał postać tęczy.

Pojawił się na niebie po deszczu i lśnił świetliście. Myślał, że jego widok skieruje myśli ludzi ku niebu.

Miał nadzieje, że ludzie odbiorą pozytywną energię , którą im w ten sposób wysyłał.

Jednak większość ludzi, nawet tego nie zauważyła. Tak bardzo byli zajęci swoimi codziennymi sprawami.

Jedynie leżący w rowie pijak na chwile otworzył oczy i wymamrotał: "ale się świeci".

Anioł był smutny.

Tęczę  jednak zauważyły dzieci. Oglądały ją długo całkiem zapatrzone i potem pomyślały sobie, żeby wejść na tęczę i powędrować nią po niebie. Dzieci długo szukały wejścia na tęczę, aż tęcza w końcu znikła.

Tego dnia zrozumiano dwie rzeczy.

Anioł zrozumiał lepiej kim są ludzie. Dzieci lepiej zrozumiały czym jest tęcza.

 

* * *

 

STWORZENIE TAŃCA

 

Jak stworzył Bóg taniec?

Bóg żył sobie samotnie w najwyższym niebie i kontemplował swoją doskonałość. Tak długo, aż mu się to znudziło. Nudziło mu się w pustym kosmosie. Czuł się samotny, więc postanowił stworzyć mężczyznę i kobietę.

Stworzył mężczyznę i kobietę i przykazał im się przyzwoicie zachowywać.

Jednak kobieta i mężczyzna byli materialni i niedoskonali i kłócili się codziennie.

Ich brak doskonałości zasmucał Boga.

Kłócili się tak głośno, że hałas ich kłótni napełniał cały kosmos. Dochodził aż do siódmego nieba.

Niepokoiło to Boga i Anioły. Bóg zastanawiał się , czy nie zesłać na nich potopu.

Ale zrobił tak już poprzednim razem. Postanowił poszukać nowego rozwiązania.

Zaczął ulepszać swe dzieło.

Stworzył język i pismo, aby kobieta i mężczyzna mogli się lepiej porozumiewać.

Poprawiło się trochę i teraz kłócili się tylko raz w tygodniu. Jednak nie potrafili się ze sobą porozumieć na dłużej. Bóg myślał co by tu stworzyć, aby doprowadzić swe dzieło do doskonałości.

Jednak nic nie przychodziło mu do głowy.

Postanowił się więc pomodlić do samego siebie. I wtedy przeżył wielkie objawienie.

Zrozumiał, że jego dzieło nigdy nie będzie doskonale, gdyż jest zanurzone w świecie materii.

Chodzi tylko o odkrycie doskonałości w niedoskonałości. Na tym polegała prawdziwa doskonałość.

Bóg zrozumiał sam siebie i w ekstazie zaczął tańczyć.

Z jego tańca pojawiło się w kosmosie wiele radości i światła.

Bardzo się to Bogu spodobało i Aniołom. Postanowił nauczyć tańca kobietę i mężczyznę.

Aby chociaż niedoskonali, mogli od czasu do czasu skosztować trochę boskiej ekstazy i mądrości.

I tak stworzył Bóg Taniec.

 * * *

 

ZJAZD

 

Dawno temu, daleko stąd i na pewno nie tutaj, w Bulandii, odbywał się zjazd psychiatrów.

Na zjazd zjechały największe sławy i autorytety Bulandziej psychiatrii.

Dr Nicniewidzę, Prof. Nicnieczuję oraz Dr Prof. Wchodzęwtojakwmasełko.

      Po krótkiej przemowie inauguracyjnej zjazd rozpoczął się od wykładu Dr Nicniewidzę, który mówił o kluczowym znaczeniu obserwacji w relacji z pacjentem.

      Następnie Prof. Nicnieczuję wykładał o znaczeniu empatii i głębokich empatycznych tradycjach bulandzkiej psychiatrii.

      Zebrani psychiatrzy, elita bulandzkiej inteligencji, dziękowali wykładowcom burzami oklasków i notowali wszystko z zapałem do swoich kajecików.

      Dr Prof. Wchodzęwtojakwmasełko, dożywotni prezes związku bulandzkich psychiatrów, zaproponował, by tegoroczne fundusze zostały przeznaczone na badania nad wpływem obserwacji i empatii na wyniki terapii , a on sam dopilnuje by fundusze zostały sprawiedliwie rozdzielone.

      Nastąpiła długa chwila kłopotliwego milczenia, która przytomnie przerwał sekretarz związku mgr Szybkiawansik, który nagle zaczął głośno bić brawo, a po chwili nastąpiła długa burza oklasków.

      Następnym punktem obrad, było zwalczanie zwodniczych praktyk stosowanych przez niekompetentnych znachorów.

      Zebrani jednogłośnie uchwalili zabronienie wszelkich zabobonnych praktyk jako nieludzkich, nienaukowych i z gruntu szkodliwych.

      Następnie zebrani, zjednoczeni i zintegrowani w obliczu wspólnego wroga odśpiewali ochoczo stary hymn bulandzich psychiatrów "Nigdy się nie mylimy i zawsze mamy rację".

      Potem z okrzykiem "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" szturmem udali się na wspólny bankiecik, by resztę spraw omówić sobie przy drinkach.

     

* * *

 

MĄDRY NAUCZYCIEL

 

Pewnego razu był sobie mądry nauczyciel,

który był tak mądry,

że rozumiał mowę ptaków i zwierząt.

Potrafił chodzić po ziemi i nie zostawiając śladów, potrafił też chodzić po tęczy.

Potrafił uzdrawiać ludzi i zwierzęta i robił to z radością i bezinteresownie.

Żył sobie skromnie, w lesie z dala od ludzkich osiedli.

Ludzie i zwierzęta przychodzili do niego jednak, aby ich leczył.

Popularność mądrego nauczyciela wzrastała.

Nie spodobało się to kapłanowi z pobliskiej wioski.

Ludzie, zamiast przychodzić do jego świątyni, zaczynali chodzić do mądrego nauczyciela.

Miejscowy kapłan zaczął tracić popularność i dochody.

Bardzo mu się to nie podobało.

Był bardzo zazdrosny i zły, że mądry nauczyciel więcej od niego potrafi i ludzie wolą chodzić do jakiegoś prostaka z lasu niż do niego-wykształconego, wielkiego kapłana z wielkiej świątyni.

Wysłał więc donos do króla, że mądry nauczyciel znieważa prastarą religię, a ponadto, gromadzi ludzi i szykuje zamach stanu.

Król niezwłocznie wysłał oddział żołnierzy, aby jak najszybciej zgładzili mądrego nauczyciela.

Kiedy dowiedziała się o tym dobra wróżka, wysłała do mądrego nauczyciela swojego ulubionego ptaka z informacją, że król wysłał już po niego odział zbrojnych.

Mądry nauczyciel odpowiedział spokojnie:

Wiem!

I dlatego od dzisiaj stanę się niewidzialny i będę się pojawiał tylko tym, którzy są gotowi, by mnie spotkać.

Będę się im pojawiał w lustrze, bądź w strumieniu, kiedy będą o mnie myśleć i szczerze mnie szukać.

I tak też zrobił.

Dlatego jeżeli chcesz spotkać się z mądrym nauczycielem szukaj go patrząc uważnie w strumień bądź w lustro.

 

* * *

 

SPOTKANIE Z MISTRZAMI



Poszedłem do pierwszego Mistrza i zadałem pytanie:
Jak walczyć z egoizmem…
Mistrz spojrzał przenikliwie,
Podniósł palec i powiedział:
„Obserwuj”.
Poszedłem do drugiego Mistrza,
Miałem wszystkie problemy i pytania spisane na kartce
Mistrz tylko spojrzał i powiedział:
„Zrelaksuj się”.
Poszedłem z kartka i pytaniami do trzeciego Mistrza
Mistrz spojrzał mi w oczy i zaczął się śmiać.
Śmialiśmy się razem przez kilka minut.
Kiedy wyszedłem pytania na kartce nie miały już znaczenia.