strona główna   indeks      Stanisław Tadeusz WIŚNIEWSKI                drzewo-grafik

(17.02.1940 - Kowel)

rodzice Roman Wiśniewski i Zofia Wiszniewska

I żona Martine Geneviève Durouchoux (05.11.1936, Billancourt)

3 dzieci:

YOANNA 

PASCAL 

ISABELLE 

II żona Dominique Françoise Willemin (25.01.1944 - Paryż)

2 dzieci:

CYBELE

TATIANA 

III żona [dane zastrzeżone]

1 dziecko:

ANAÏS MANUITI

 

Opis na odwrocie: 

 "W Siedlcach 1943 r. w listopadzie - Staś ur. dn. 17.,2.1940 r. w Kowlu"

Stanisław z kuzynką Barbarą Tomicką/Krzycką (S. W.)

 

Opis na odwrocie:  

 "Staś, Warszawa, wrzesień 1947 r. w II kl."

(B. J.)

Stan i Danuta Knysz, obecnie profesor na UW (S.W)

Stan (pierwszy od prawej) z kolegani na Gubałówce. (S.W.)                  

Stan, lata studenckie UW              (S.W.)

Czesława Wiszniewska, Stan i jego mama Zofia (S.W.)

Stan i jego mama (S.W.)

Marok, 1964...

Paryż, février 1962, avec Georges Brassens...

Casablanca, 1976...

Stanisław z Krystyną Wiszniewską (Kika), wizyta w Polsce w1990 r.

Bora Bora, lata 90-te

 

           ... jak dobrze być kucharzem.  ....?.... 1993 r.                             Druga żona Stana, Dominique, 1993    (A. J.)

"Gram tutaj na pu'u, na takiej dużej muszli"       I wszyscy myśleli, że to Stan gra jeszcze, a to echo grało...

Zdjęcia na zamówienie: Bora Bora 15.05.2002 (e-mail do G. G. 2002)

Stan z córką Yoanną i wnukiem Jeremy, .... 1993  (A. J.)

Stan z córką Anaïs i wnuczką Teanei (Bora Bora 2002)

Stan mieszka na swojej wyspie "MAI MOANA ISLAND" w atolu BORA BORA na Pacyfiku.

"Mój zawód? Student, dziennikarz, operator filmowy, reżyser filmów dokumentalnych i reklamowych, producent TV. Dzisiaj, w styczniu 2001, jestem hotelarzem..."

"Mieszkałem w Polsce, we Francji, w Maroku, na Tahiti, a teraz na Bora Bora."

"Nakręciłem ponad setkę filmów dokumentalnych i programów telewizyjnych, prawie 200 reklamówek, napisałem kilka pięknych wierszy, kilka ciekawych artykułów, nawet książkę (nie została opublikowana, ale może kiedyś...)"

"Na moim website poświęcam sobie trzy inne strony: biograficzna,  z tekstami i z wycinkami prasowymi."

"Ja mieszkam teraz na głównej wyspie. Moje motu dostało potężnie w kość dwa lata temu – cyklon Oli wszystko rozwalił. Nasz dom, domki turystów, wszystkie urządzenia. Myślałem, ze to już mat, kropka, kaput. Ale nie. Wylizałem się psychicznie i zabrałem się do pracy. A tutaj to przecież wiesz: wystarczy się pochylić i kokosy same skaczą do ręki. Wiec pochyliłem się i naprzód. We wrześniu 2011 skończyłem odbudowe. i co więcej – wydzierżawiłem moja wysepkę: niech teraz inni pracują na mnie". (list do G.G. styczeń 2012)

 

Opowieść o "wielkim przemycie" Stana, opowiedziane i spisane przez niego samego

     „Kulki... Stara historia. To było bodajże w roku 1961. Jako student wybierałem się wtedy z Paryża na wakacje do Warszawy. Wówczas dorabiałem na życie jako nocny portier w malutkim burdelu koło placu Republiki. I jeden z klientów, Polak, zaproponował mi zawrotne (dla mnie!) pieniądze za przewiezienie do Polski, oficjalnie i legalnie, kilku kulek do długopisów. Powiedział, że jego ojciec będzie na mnie czekał na dworcu w Warszawie i zajmie się ocleniem i odbiorem towaru. Zgodziłem się. Gdy wsiadałem do pociągu podjechały dwa wózki i dziesięć ogromnych pak zostało załadowanych do mojego wagonu (sic!), gdzieś koło kibelka na korytarzu. Konduktor dostał w łapę i szafa gra, pociąg jedzie. Na granicy polskiej pytają się czy te paczki są moje. "Oczywiście, to kilka kulek do długopisów dla biednych Polaków!" Na jakiejś stacji wsiada do mojego przedziału dwóch panów śmierdzących gliną. Ale na dworcu w Warszawie ojciec mojego znajomego z Paryża jest. Paki są wyładowane i wio na cło. "Czy to pana kulki?" Odpowiadam, że tak. Podpisuję deklarację celną. Proszą mnie o opłatę iluś tam ogromnych dziesiątek tysięcy. Mówię, że nie ma problemu. Pan ojciec czeka na mnie na zewnątrz i daje mi straszny plik złotówek. Płacę. „Miłego pobytu w kraju, panie Wiśniewski” - życzą mi uśmiechnięci celnicy. Pan ojciec przeprasza mnie za kłopot i wciska potężną kopertę. I przeprasza: "Jest trochę więcej niż obiecaliśmy, przepraszam... " Moje wakacje spędziłem w doskonałych hotelach - nie zapomnę nigdy luksusowego "Domu Chłopa" w Warszawie. Z Warszawy do Trójmiasta poleciałem sobie samolotem - pierwszy raz w życiu...  Pamiętam, spotkałem wtedy po raz ostatni moją Ciocię Anię Jar makowską i jej potomstwo, a wśród nich mamę Grzegorza, która miała wtedy jakieś dziesięć lat...

A przez kilka następnych lat cała Polska pisała moimi kulkami...”

          BIOGRAFIA:

jacht Stana