powrót do strona główna Stanisław Tadeusz Wiśniewski
Podczas cyklonu " Martin " w 1998 Stan stracił całe swoje mienie i wszystkie swe rękopisy – " LIST Z BORA BORA " to zbiór nielicznych tekstów, które z tej katastrofy ocalały.
Stan Wiśniewski
LIST Z BORA BORA
Przedsłowie: Ryszard Badowski
(częściowy przedruk z nr 478 „POZNAJ ŚWIAT")
PRZEDSŁOWIE
"Staszek wyruszył w świat po przygodę 37 lat temu. Miał wówczas 19 lat. Urodził się w 1940 roku w Polsce. W 1957 roku zrobił maturę i rozpoczął studia na wydziale fizyki doświadczalnej u profesorów Burasa i Infelda. W 1960 roku już studiował wyższą matematykę na paryskiej Sorbonie. Mógł z niego wyrosnąć niezły naukowiec. Tymczasem, jak się okazało, miał duszę wagabundy. Do mnie, po latach, napisał szczerze: "lubiłem obijać się po modnych kawiarniach, ocierałem się o paryskie cyganerie." Jego znajomi? Brassens, Rika Zarai, Juliette Greco, Mouloudji.
Tak minęły dwa pierwsze lata Staszka nad Sekwana. Pewnego dnia odkrył w sobie talent dziennikarski. Zaczął drukować korespondencje z Paryża w "Problemach", "Dookoła świata" i łódzkich "Odgłosach". W roku bodaj 1963 przyjechał do kraju po honoraria, które okazały się śmieszne. Na podróż zarobił, jak sam wyznaje, przemytem 240 kg kulek do długopisów. Miał w Warszawie wieczór autorski w Staromiejskim Domu Kultury, bo tak się złożyło, że zaczął również pisać wiersze.
Nie były to czasy najlepsze dla ludzi o wybujałej wyobraźni. Gdy wrócił do Francji posądzono go o szpiegostwo. Musiał opuścić ten kraj. Dokąd się udał? Wybrał Afrykę. Niedoszły fizyk, matematyk i poeta został operatorem filmowym, a następnie realizatorem telewizji... marokańskiej. Nauczył się mówić i pisać po arabsku. Swoje filmy dokumentalne sygnował pseudonimem Ahmed Stan.
Marokański rozdział życia Stana Wiśniewskiego przypominał do pewnego momentu bajkę z 1001 nocy. Król Hassan II zwrócił uwagę na młodego Polaka z kamerą. Zrobił go swoim "garde du corps." Staszek jako "goryl" króla Maroka nie biegał z pistoletem pod pacha. Miał towarzyszyć królowi z kamerą, filmować jego ewentualnych wrogów. Mogli być nimi ci, których twarze pojawiały się zbyt często na trasach królewskich podróży, w czasie spotkań monarchy z poddanymi. Wyżsi oficerowie ochrony szukali na taśmach Stana osobników, których zachowanie mogło wydawać się podejrzane.
Życie na dworze królewskim miało wiele powabów. Pewnego razu Ahmed Stan skierował jednak kamerę na damy dworu. Tak skończyła się jego kariera u boku marokańskiego monarchy. Znów trzeba było zmienić kraj pobytu.
W 1967 roku Staszek Wiśniewski był już korespondentem wielu telewizji na terenie Afryki. Kręcił ryzykowne reportaże. Marzył o sławie. W 1970 roku stanął przed alternatywą: sława dokumentalisty czy dolary? Przerzucił się na filmy reklamowe. Wkrótce przedstawił je na festiwalach tej branży w Cannes i Kartaginie. Do 1972 roku nakręcił ich 120, zarobił tyle pieniędzy, że mógł sobie kupić morski jacht. W 1980 roku wyruszył nim na Antyle.
Celu podróży nie wyznaczył. Miał to być rejs w nieznane. Zwiedził Wyspy Dziewicze, bo intrygowała go ich nazwa. Kiedy dotarł do Panamy, tytułowano go już "starym kapitanem". Przez burze i sztormy popłynął ku Tahiti - Mekce żeglarzy świata. Na jachcie znajdowała się wraz z nim cala rodzina: żona (Francuzka) i dwoje dzieci. Jego list o tamtym okresie pełen był niedomówień: 'Długa historia pełna przygód - znalezione skarby, spotkania z dziwnymi ludźmi. Polacy: NIKE, CZARNY DIAMENT, NASZ DOM. Nigdy nie wyjaśnił, co znaczą te słowa-hasla. Nie miał czasu.
W 1981 oku kupił po raz pierwszy mała wysepkę w Polinezji Francuskiej. Zamierzał założyć na niej hodowle czarnych pereł. W 1983 roku huragan, który przewalił się przez archipelag Tuamotu, zniszczył mu wszystko. Musiał szukać posady urzędniczej w biurze gubernatora Polinezji Francuskiej.
Gdy w Polsce ogłoszono stan wojenny, Stan Wiśniewski tylko za to, ze był polskim obywatelem, stracił posadę. Ciągle ‘niezniszczalny’. Przypomniał sobie dawne kierunki studiów. Zaczął układać programy komputerowe. W 1984 roku otworzył w Papeete szkołę informatyki. Miał trzystu uczniów rekrutujących się spośród tahitanskiej elity.
W 1986 roku wrócił do filmu. Pochłonęło go wideo. Zaczął kręcić telewizyjne klipy o urokach Oceanii. Chciałoby się rzec, przyniosły mu one kokosy. Ale cóż wart jest kokos w Polinezji? Stan tym razem napisał do mnie: No wiec jeszcze raz dolary. Ale kokosy także, nad prawdziwa niebieska laguną.
W 1989 roku Stan Wiśniewski zawiadomił mnie, ze wybiera się do kraju. Tak się wówczas przedstawił: Starzejący się, siwowłosy Stan, pół-Francuz, pół-Polak. Pamiętający słowa Tuwima: ‘Francjo, moja druga ojczyzno’. I Mickiewicza: ‘Litwo, ojczyzno moja…’ Krygował się tym pół-Francuzem, gdyż pisał najczystszą polszczyzn a. Tym razem nie musiał refundować podroży do Polski kulkami do długopisów.
Kiedy Stan Wiśniewski był w Polsce, ‘Klub Sześciu Kontynentów’ zakończył po 19 latach swoją działalność na antenie telewizyjnej. Ja znajdowałem się w szpitalu. Nie wiem, jakimi drogami wędrują po świecie dobre wieści. Stan bowiem znów napisał do mnie we wrześniu 1995 roku, gdy ‘Klub Podróżników’ Jarosława Kreta i Edyty Mikolajczyk, nadawany przez Warszawski Ośrodek Telewizyjny, nawiązał do tradycji mojego dawnego programu i zaprosił mnie do współpracy. Tym razem list nadszedł z Vaitape. Był w drodze tylko sześć. dni, dokładnie tyle, co pocztówka wysłana z pewnej miejscowości pod Zgierzem.
Stan nadesłał w liście pocztówkę z mapą archipelagu Bora Bora, na której zaznaczył swoja wysepkę."
Ryszard Badowski
POWITANIE (Z cyklu "Straszne, niepojęte") Ojeju to ty Stan? Jak puste ubranie chodzisz po ciszy kamieniami wyłożonej Ojeju to ty Stan? Jak pięknie wychudłeś! Po skórze napiętej na palcach ulic bębniącej zgrzytaniem twych kroków wyprostowany idziesz na świateł gwiżdżącym splocie Ojeju to ty Stan? Lewa rękę ogryzły ci tramwaje koniec skrzydła we wrzodach i tak strasznie cuchnie Ojeju to ty Stan? Stan! Stan wrócił z Paryża Ojeju Stan! |
POGRZEB JOANNY są korytarze myśli gdzie nigdy pamięć nie wraca na katafalku mych wspomnień leży Joanna pałace walą się za mną i z Nadbrzeża Zegara znów wracam do Notre Dame jak chrząszcz zabłąkany między strunami skrzypiec jestem na tarasach katedry księżyc przesuwa balustrady piszczele więź kościelnych skończą swą wędrówkę na północnym niebie są korytarze myśli gdzie nigdy pamięć nie wraca
|
ODEJŚCIE
odchodzę odchodzę mijają pożegnania Joanno welon twej sukni ślubnej jest ogromna plaża jest brzegiem morza odchodzę sam między dwoma żywiołami odchodzę odchodzę są drogi które prowadza do nikąd murzyni z porcelany wieszają księżyce na skrzyżowaniach odchodzę odchodzę nie ma pożegnań
|
DOMINIQUE dziecko co odkryło zwiędłą łapę nietoperza w skrzyni z arszenikiem twój zachwyt i zdziwienie jesteś czarna jak czarne być mogą cienie katedr jesteś czerwona jesteś błękitna jesteś fiołkowa lubię twoje kolory * * * zdjęłaś moje dłonie ze wskazówek zegara rozbiłaś mechanizm pożegnań cisze dojrzałą na metalowej łodydze zawieszona wielkolistna cisze zainstalowałaś w środku Paryża |
WCZORAJ
trzeba było jak clown ruchem niezdarnym i brzydkim powiedziałaś you don't have to do it trzeba było jak clown poprzez brawa i śmiech wołałem w płonącym autokarze jedyny pasażer odjechać nocną autostradą trzeba było jak clown |
NORWID czarne kwiaty pisał piórem fortepianu klawiaturę wzruszał palców swych kaskada czarne płyty dźwięków czarnych marmurowych połyskliwych kładł w grobowce co gromada zasłuchane - spadającym gwiazdom drwiły owinięty nitką smutku po Weronie krążył nocą zaschłych warg pęknięta łódka Kleopatry muskał oczy - książę słowa i król nocy
|
NOKTURN
ZE ZŁODZIEJAMI
złodzieje skradali się cicho po blaszanym dachu szli zdejmować bieliznę ze strychów a była noc dachy lśniły stalowo jak ostrze jak słowo tamci dwaj przy konkretnym usiedli kominie patrzą na księżyc a księżyc był jak h w wiolinie i koty się śmiały nadzwyczaj melodyjnie |
ŚMIERĆ ELEKTRONU zwichnięte wskazówki przyrządów głęboka tragedia prostych elementów zawisł suchy trzask liczników nie drgną nawet gdy przybliżyć dłoń pełną radioaktywnego srebra umarły kwarcowe zegary czas zasnął jeszcze się tylko przelewa w starych klepsydrach ziarnami piasku w folie ołowianą owinięte czaszki przedłużają cienie rąk na ścianie |
PARYŻ
straszne dzieci chodzą po ulicach nie wiedzieć czego chcą wieczorami strzelają z procy do księżyca w nocy maja swoje straszne sny rankiem wychodzą z trumien gdzie śniły swoje sny i w ciemnych bramach grają w pokera z dozorcami grają brudnymi podartymi kartami |
RZEKA Sekwana rzeka o oczach ze świateł czterobrzeżną rzeka o brzegach niezmiernie odległych Paryż miasto mej samotności miasto pożegnań Sekwana wodospad zamarzły kołyska kościołów z bazaltu potok bezwstydnych miłości Paryż miasto drewnianych lalek miasto o pękniętym sercu
|
MONTMARTRE stąd widać zasypianie ludzi i ich sny szare jak dachy Paryża dzień, który się zbliża umieranie nocy widać przez gałęzie drzew rosnących na krawędzi wzgórza
NOTRE DAME lot czarnego motyla przez smugę światła słońce na końcach jego skrzydeł anioły płaczą po kruchtach sklepienia sięgają niebios oto co było we mnie gdym wyszedł z katedry Notre Dame
|
RUE RICHER wiatr gra na ulicy jak na pustym dzbanie sam środek gamy - otwieram okno - spłoszyłem szeptanie nocnych stróżów z ulicy Richer o świcie gdy między domy począł wpełzać dzień z bistro na przeciwko wyszedł Napoleon Bonaparte otarł z ust szminkę serwetka Joseph Gilbert i razem z koniem poszli ulica Richer i już był dzień lecz jeszcze spóźniona o świcie samochodem z gąbki (żeby było ciszej) dama w woalu odjeżdża z Folies Bergere i już jest dzień |
LA SEINE żeby móc biegać po Sekwanie trzeba mieć wargi czerwone na ustach błękitna melancholie trzeba mieć dłonie jak fantasmagoria smukłe by palcami wyczuć drżenie rozdzwonionych wież w południe
|
MGŁA świt zadymiony mgłami znad Sekwany szare słońce kołysał na wodzie barki pod mostem jak fantomy ciągnęły na powrozach łodzie gołębie nad woda krążyły jak mewy i szare słońce tańczyło na wodzie barki pod mostem jak fantomy ciągnęły na powrozach łodzie |
RUE DE LAVIEUVILLE rue Lavieuville pusta o dziesiątej i tylko szynk na rogu gwarzy i na klatkach schodowych szeptanie zakochanych aptekarzy
|
QUATRE HEURES DU MATIN jest taki moment ze tylko noc tętni w aortach neonów jest to wtedy gdy cztery luidory spadną na wieży gdy świt balansuje na krawędzi nocy |
PONT
SAINT MICHEL
pod tym mostem wisialem przez cala noc nasiakalem nad ranem wilgotna mgla znad Sekwany i cudownymi ornamentami
|
REWOLUCJA (początek poematu) Przedsłowie Paryż był jak kałamarz a noc jak atrament gdy nagle ktoś rozdzwonił dzwony Notre-Dame o drugiej gaszą neony - już były zgaszone zegar jubilera wskazywał trzecią nad ranem gdy tylko wyszedłem na przedmieścia od razu spostrzegłem niezwykle przygotowania i Johansen (holender) zapytał mnie czy przyniosłem mój karabin maszynowy odpowiedziałem ze nie wtedy polecono mi nieść kwiaty hej kwiecie kwiecie hej hej hej hej kwiecie kwiecie hej hej hej ktoś powiedział ze to początek rewolucji |
WIECZÓR PARYSKI 1 wieczór schylony pod ciężarem dnia odchodzi zostawiając ciemność zapalamy światła aby stracić gnomy z krawędzi stołów albo gdy się bardzo boimy gdy gnomy są uparte schodzimy do kawiarni wyłożonych wewnątrz lustrami przez otwarte drzwi wchodzi pies i Hiszpan powoli obchodzą filar dookoła Hiszpan pije aperitif karmi psa szwajcarskim serem śmiejąc się grozi kelnerce rewolwerem i wychodzi Niech ci się nie zdaje, że rewolwer był nabity. Sam widziałem jak przedtem, głęboko zamyślony, wyjmował naboje i rzucał psu zamiast sera, co wcale nie znaczy, że ser włożył do magazynka pistoletu. Dlaczego wzruszasz ramionami? To jest tylko pozorny bezład myśli i bezsens pomieszanych pojęć. To tylko konsekwencja umowności. * * * Czy ty też, wieczorem, pochylając się nad filiżanką dawno wystygłej kawy, rozsupłujesz powoli i mozolnie dzień, który już zabrano? Widzisz, ja kiedyś przeprowadziłem bardzo prosty rachunek, z którego niezaprzeczalnie wynika, ze każda doba ma 86400 sekund. Alek nazywa to potęgą cyfr i odchodzi przekształcać przestrzenie - zostawia problem nierozwiązanym. Ja schylam się nad każda minutą, nad każdą sekundą - sprawdzam czy nie sfałszowana - i z najpiękniejszych układam dziwaczne figury na kawiarnianym stole. I także zostawiam problem nierozwiązanym. |
WIECZÓR PARYSKI 2 suszyliśmy z Alkiem skarpetki przy ogniu Madelaine siedziała na kocu paląc papierosa Alek powiedział, ze mam dziurawe skarpetki roześmialiśmy się wszyscy troje Alek chciał jeszcze cos powiedzieć i wtedy weszła Joanna przez szary śnieg paryskiej zimy przez sen francuskich mieścin przez Alzacje Niemcy i polowe kraju mych przyjaciół przyszła w niebieskiej sukience usiadła przy mnie na kocu i podała mi ręce potem przyszedł umarły przyjaciel wracał właśnie z kabaretu za ścianą wpadł tylko na chwilkę nawet trumnę zostawił za drzwiami musiał wrócić na cmentarz zanim będzie rano przyleciało jeszcze kilku znajomych którzy dawno umarli było bardzo przyjemnie potem Alek powiedział że to wszystko jest sen i że trzeba położyć się do lóżka a to by było naprawdę konklawe widmo
|
POCZĄTEK REWOLUCJI SŁOWO PIERWSZE żołnierz miał złamane jedno skrzydło i prosił, żeby odesłać go do szpitala ale potem wsiadł do ciężarówki i pil wódkę z grabarzami z poprzecznej ulicy wyszedł pogrzeb dzwonnika za trumna nieśli dzwon z tektury a my nie wiedzieliśmy że można w dzwon uderzyć pogrzebnicy przyłączyli się do nas szli ludzie o głowach gładkich jak kule bilardowe i każdy miał w ręku mydlana bańkę gdy wchodziliśmy na cmentarz inspektor zajrzał do trumny i powiedział ze nieboszczyka trzeba ogolić inspektora zabiliśmy nad trumną spuszczoną do dołu przemawiał starszy cechu krematorników były pokazy gimnastyczne i dyrektor cyrku kazał grać orkiestrze coś bardzo smutnego zasypaliśmy dół i weszliśmy w miasto na bulwarach nie było nikogo |
KRZYK sześć milionów skłębiło się w mieście grajcie na giełdzie bawcie i cieszcie się że gdzieś na poddaszu jedna komórka organizmu zwanego społeczeństwem zawyła boleśnie pamiętam Aleksandra jak czaszkę swą przede mną otworzył i pokazywał swą samotność noc znów jest chora znów wargi wieczoru są sine jak umieranie zgubiony jamnik skowytem długim jak sznur księżyc spod chmur wyłuskał i znowu nocą językiem suchym jak drzaska zapałki snów będę zapalać aż do wstania brzasku luidory godzin jak skąpiec przeliczać gdy dzwoniąc spadają na tarcze księżyca |
CASABLANCA
Casablanka miasto szkieletów okrętów miasto na przedmieściach kwarantanna mojej miłości marynarze bark bezdennych ludzie o stopach śmiertelnie zmęczonych Casablanka miasto dwu portów miasto wielbłądów bezdomnych dłonie twoje i wargi kobieta z zasłoną na twarzy gardłowy śpiew sprzedawców wody Casablanka ostatnie miasto przed pustynią miasto oczekiwania |
LIST słuchaj Joanno znad morza myślałem że przyjdziesz białą plażą biała żółta niebieska niewidzialna ty Joanno błękitno-czarna oczy twoje-moje słuchaj Joanno jesteśmy szaleni tyle jest ziaren piasku na brzegu a tylko dwa są istotne dlaczego ty Joanno śpiąca-drżąca usta twoje-moje słuchaj Joanno jest tyle kwiatów a tylko dwa tak strasznie drżą dotknij moich ust Joanno ty Joanno krzycząca-milcząca Joanno biało-czerwona |
WIERSZE ODNALEZIONE
comme le depart de Maya comme ses larmes plus tard ton ombre longue devant moi me suivera chaque soir comme son orgueuil et ma faiblesse le jour de condamnation mon esprit des chemins tresse que peut-etre nous regretterons les jours grincent et s'en vont les nuits meurent a l'est les etoiles s'eteindront mais toi tu restes
|
POŁUDNIE FRANCJI
Znam teraz słońce co głowę Van Gogha dotknęło straszliwa gorączka Znam słońce południa Francji ogrody pełne zieleni i żółtych kwiatów słonecznika kwiatów co nigdy nie dojrzeją nie zamienia się w czarne pestki łuskane przez dzieci w niedzielne popołudnia Znam straszna gorączkę dalekich marszów po różowych polach widziałem malarzy przy sztalugach mieli głowy nakryte ogromnymi słomianymi kapeluszami Znam wreszcie blask wody Morza Śródziemnego gdzie dotarłszy opłukałem moje stopy i dłonie stałem nagi w białym słońcu południa Francji akt z płótna mistrza stworzony jednym uderzeniem pędzla |
ODEJŚCIE JOANNY nikogo już nie czekam joanna odleciała w samolocie linii air France neon za oknem niepotrzebnie się szamoce z czasem na ścianach mego pokoju powiesiłem stare malowidła i mapę świata dłonie moje wychudły źrenice zostawiłem u jubilera ogromne lustra w moim pokoju czekają gości nikt nie przychodzi wczoraj był pogrzeb matki mego najlepszego przyjaciela zaproszenie na kredowym papierze doręczono mi dopiero wieczorem chory jestem na samotność na lustra i na wyobraźnię czemu odeszłaś joanno |
BŁĘKITNY GOŚĆ Stary ojciec Joanny Jest jak święty Jan Bosko Uszy ma do samego nieba I za kołnierzem nieboskłon Przyjechał, błękitny, W Paryżu się rozgościł Kupił dla żony futro z norków Potem, radosny, Palił błękitne papierosy
|
KANAŁ ST. MARTIN SPOTKAŁEM CHRYSTUSA POEMAT O ULICY |
PIĄTE PIĘTRO ŻYDOM TAŃCZĄCYM LIGNE DROITE |
DZIESIĘĆ WIERSZY
Z CYKLU "NIEBIESKIE EROTYKI"
jeden idź jutro wieczorem na róg Marszałkowskiej i Nowego Świata podnieś wzrok na księżyc i słuchaj jak wyje niesamowicie smutno odbity przez srebrną tarczę mój głos z innego świata idź tej samej nocy na plac starego zygmunta spojrzyj na niebo jak patrzałaś w moje oczy i usłyszysz w nieskończonym zenicie przyspieszone bicie serc posagów a potem czekaj na słońce wstające na czarnym horyzoncie i pomyśl że dla mnie jest to początek nocy |
dwa
na niebieskiej wodzie położyła się na wznak w kryształ się zmieniła zniknęła popłynęła już jej nie ma do widzenia na niebieskim niebie rozciągnęła swoje dłonie w skrzydła je zmieniła odleciała jak ptak już jej nie ma do widzenia na niebieskim piasku nagła czerwień ust położyła się na wznak otworzyła zaprosiła zabroniła już jej nie ma do widzenia |
trzy jesteśmy sami w środku milczącej nocy na czarnym piasku modlący się do nieba niespodziewanie jak kielich przechylasz się nade mną twój cień zamyka światło gwiazd jak księżyc sam w niezmiernej głębokości nieba jestem nagle tam otaczasz mnie zewsząd wylewasz się na mnie drążysz się dla mnie i widzę twój uśmiech twoje oczy otwarte oczekiwanie na świt |
cztery jeszcze niebieskie słońce nad czerwonym widowstęgiem przelewało się w półmrocze kiedy nagle twoje ręce bicie serca coraz prędzej idziemy powoli w stronę księżyca pod nikłym światłem niedojrzałych gwiazd usiądę otwórz się pozwól by moje usta dotknęły twoich warg światło konstelacji zapala się i drży owiń mnie dwoma listeczkami zapalaniem się i drżeniem powolutku jedna za druga w rytmie niezmierzonej ciszy na niedojrzałych skrajach nieskończoności drżenie się przemienia w krzyk zdziwienia oniemienia jedna za druga gasną konstelacje na zachodnim niebie |
piec moją dłonią długą jak oczekiwanie wiotką jak moje sny lekką jak chwila która teraz jest moja dłonią muskającą pieszczącą otworzyłem cię czerwona niebieska powiedziałaś coś a potem ja sam wszedłem w ciebie wślizgnąłem się w twoje ciepło i powolnym krokiem razem poszliśmy w dal |
sześć zaledwie cztery dni temu odleciałaś a już piszę prozą jestem sam na bezludnej wyspie gdzieś na Pacyfiku dwa ogromne ptaki skrzydłami zasłaniają mi słońce ryby skaczą mi na ramiona smutne bezmowne płaczące jestem sam lecz przecież mogę odtworzyć rzeczy i zdarzenia nawet te które tylko w mojej wyobraźni krótko istniały zwracam się do drzew i do tego pamiętasz kamienia który chciał być z krzemienia a ja chciałem być ze stali powoli jak fala wracają słowa nieznane wraca pamięć i obrazy wraca możliwość dotknięcia tego co nie istnieje ryby spokojnie wracają do wody a ja raz jeszcze wzlatuje do nieba |
siedem na bezludnej wyspie zadzwonił telefon kto to ty zatętniło serce mówisz z drugiego końca świata przez jakieś elektroniczne cuda do góry nogami się przewracam żeby dojrzeć twoje usta czerwień zapomniana mów jeszcze słucham słucham pamięć mi powraca laguna jest nagle niebieska niebo jest nagle niebieskie mów jeszcze ja sam jestem niebieski w czerwieni pamięci zgubiony |
osiem Na wznak Na koralowym dywanie plaży Czekałem na twoja dłoń Na wznak Patrząc na krzyż południa Czekałem na twoje usta Na wznak Zaczarowany mleczną drogą Osrebrzony księżycowo Wewnątrz cudownego nieba Nieba rozkołysanego Nieznanej komety błysk To przecież ty
|
dziewięć pamiętasz wtedy jeszcze niczego nie było ani pyłu kwiata ani ziarnka piasku nic weszliśmy wtedy do niebieskiej laguny wołając i słońce i księżyc i gwiazdy by wysłały nam pyl drobny kosmiczny pyl nic weszliśmy wtedy jeszcze głębiej do wody tracąc pojecie grawitacji wzlatując razem w nieskończony kosmos krzyk cos się stało przed falującym się zwierciadłem padłaś podniosłem cię ktoś z nieskończoności przyszedł jest pamiętasz |
dziesięć Przyszłaś dzisiaj w nocy Nawet nie wiedziałem Ze masz takie długie ręce Takie duże serce Przypomniałaś mi Truskawkowy zapach Twoich ust Pod niebem zamkniętym Kłębem tropikalnych chmur Przemknęłaś się W kropelce deszczu spadłaś Wprost na moją dłoń Przyszłaś dzisiaj w nocy Byłaś słodka i gorąca Rozmarzona i płonąca Naprężona i mdlejąca Cicho teraz Deszcz znów pada Może jeszcze malutka kropelka
|