strona główna indeks Krystyna (Kika) WISZNIEWSKA drzewo-grafik
(08.10.1919 - Łódź / 08.01.2003 - Łódź)
rodzice Ludwik Wiszniewski i Wanda Słowikowska
lata 40-50-te lata 60-70-te lata 90-te
Krystyna, Łódź 2000
Krystyna, zwana Kiką, od dawna mieszkała w Łodzi. Przez 25 lat pracowała jako sędzia.
Tu możesz zobaczyć jej wspomnienia pt. "List do Pani Redaktor"
oraz "Pamiętnik"
***
"No a teraz o mnie. Przykro mi, że Ty - tak bliski mi człowiek (bliski uczuciowo) - tak absolutnie nic o mnie nie wiesz; nie znasz mnie i nie rozumiesz. Otóż jak wiesz, byłam jedynaczka, od urodzenia chorowita, w dzieciństwie dopadła mnie tzw. "szkolna" skolioza od noszenia teczki (małe dzieci powinny nosić tornistry). Moja Mama uwielbiała mnie i rozpieszczała, co chyba niezupełnie podobało się Ojcu (chłopy są zazdrosne o uczucia swoich "kobit", nawet jeśli te obdarzają nimi ich wspólne dzieci). Niestety Mama umarła na serce 20 września 1932 roku, osierocając mnie - trzynastolatkę. Ten fakt tkwi u podłoża wszystkich moich kompleksów i mojej dalszej drogi życiowej. Zazdrościłam moim koleżankom szkolnym, że mają oboje rodziców, ze mają mamusie. Zazdrościłam im, że były ładne, a przynajmniej proste - ja byłam garbata. Rozmawiając w swej dziecinnej wierze z Bozią, wyrzucałam Jej, że potraktowała mnie niesprawiedliwie, krzywdząco, i pytałam dlaczego tak to zrobiła. A Bozia nic mi nie odpowiedziała. Wiec ja postanowiłam, że będę lepsza od Bozi, sprawiedliwsza, że zostanę dobrym, sprawiedliwym sędzią. W ten sposób, w trzynastym roku życia, wybrałam swoja drogę życiową. No i zostałam sędzią. No i wtedy otrzymałam odpowiedz "z góry": Bozia "dala mi w kość". Oczywiście nie będę Ci pisać szczegółów, bo już Ci wspomniałam, że nie mam ochoty pisać ani wspomnień ani powieści. Wyjaśnię Ci tylko, że potwornie harowałam (popołudniami, niedzielami, urlopami, nocami, okresami swoich zwolnień lekarskich, których na szczęście udawało mi się zdobyć co niemiara, co wzbudzało wściekłość moich zwierzchników). W sądzie liczyła się ilość załatwianych spraw, a nie jakość orzecznictwa. Cenieni byli sędziowie, którzy orzekali dużo, szybko i byle jak. Ja jedna jedyna pisałam uzasadnienia wyroków najpierw na brudno, a potem na czysto, na maszynie. Urzędniczki miały labę, bo już nie musiały tego robić (robiłam dla nich odpisy przez kalkę). Ale koledzy i koleżanki śmiali się ze mnie, że piszę "nowelki", że piszę "dla szczurów". (list do Stana Wiśniewskiego)
* * *
JAK KRYSTYNA WISZNIEWSKA ROBIŁA PRZEDSTAWIENIA AMATORSKIE DLA PUBLICZNOŚCI W JEŻEWIE
(Podane przez Tomka Wiszniewskiego, syna Włodka)
Krystyna była rozpieszczona i ubóstwiana
przez swego ojca (Ludwika ) jedynaczka. Robiła , co chciała bowiem ojciec pozwalał
jej na wszystko. Krysia nie była ładna ale inteligencją, oczytaniem i znajomością
literatury i poezji przewyższała wszystkie panienki w domu wujostwa (Józef
Wiszniewski - rządca u Raczyńskich) . Szczególnie uwielbiała teatr toteż często
organizowała przedstawienia wykorzystując werandę domu jako scenę a publiczność
umieszczając na podjeździe. Deklamowała tak wieszczów jak młodych poetów -
Tuwim i inni . Poziom tych wieczorów był o dziwo wysoki i zdobył sobie
uznanie okolicznego ziemiaństwa. Razu pewnego babka Irchin nie chciała dać
Krystynie czerwonych kap w róże, które miały świetnie udawać teatralną kurtynę.
Po długich targach babka w zamian za udostępnienie kap zażądała by Krystyna
poszła do kościoła na niedzielną mszę. Krystyna - wolnomyślicielka do kościoła
nie chodziła jednak w imię Melpomeny pojechała z całą czeredą znajomych do
kościoła . Ksiądz będąc w zmowie z babką rozpoczął kazanie o
niedowiarkach i grzechu z tym związanym . Krystyna zwietrzyła podstęp i z kościoła
uciekła. Kapy na przedstawienie zdobyła pomimo to.
Później już jako sędzina wygłaszając mowy sądowe dawała porywać się emocjom czy też niespełnionej miłości do teatru i potwierdzała zbyt ostre wyroki waląc o pulpit sędziowski własnym pantoflem...
Miała słaby kręgosłup. Uparta nie chciała się leczyć, a ojciec nie nalegał. Zrobił się garb, który operowała z minimalnym skutkiem. Garb ten stał się przyczyną depresji i w konsekwencji pogłębił jej stany nerwicowe i zaburzenia psychopatyczne. Nie umiejąc nawiązać bliskich kontaktów z ludźmi na starość zastała sama zasypując rodzinę wielogodzinnymi telefonami, których rachunki przewyższały wielokrotnie jej rentę. Życie erotyczne skrzywione poprzez wadę kręgosłupa zamknęło się poznaniem funkcjonariusza MO. W przebiegły, acz prosty sposób zarzuciła sieć na milicjanta. Pewnego dnia zaczęła wyrzucać przez okno wszystkie garnki i talerze. Łomot spadających na trotuar skorup zaalarmował dzielnicowego, który zjawił się u Krysi... i na pewien czas już tam pozostał. Po pewnym czasie po funkcjonariuszu pozostało wspomnienie i gumowa policyjna pałka. Krysia potrzebowała ludzi, ale nawet funkcjonariusz nie podołał jej wymaganiom.
Krystyna i Stan Wiśniewski (Łódź 1990 roku)
artykuł o Krystynie z 31 marca 2000 roku w Łódzkich "Wiadomościach":