indeks-Wiszniewscy Grzegorz GIŻEWSKI (GADZINA) indeks-Gadzina
strona główna-Wiszniewscy (24.04.1972 - Gdańsk) strona główna-Gadzina
rodzice Jadwiga Barbara Jarmakowska i Jan Giżewski (Gadzina)
drzewo-grafik Wiszniewscy żona Barbara Jaroszewska drzewo-grafik Gadzina
2 dzieci:
Grześ i jego pierwszy przyjaciel Tu się urodził mój dziadek Janek Tu się urodziła moja babcia Ania
... komu pograbić Basia i Grzegorz, sierpień 1997
"Chłop i Baba w jednym stali domu" parapetówka 2001 ... a jednak pochodzimy od małpy
Sezon kąpielowy otwarty. Bieszkowice 24.02.2002
Grzegorz i Basia z dziećmi (Zosia i Tomek) , sierpień 2009
Urodziłem się i mieszkam w Gdańsku.
Od ponad dziesięciu lat zajmuje się księgarstwem. Przez ten czas miałem własną
księgarnię, kilka stoisk z książkami, byłem
kierownikiem księgarni i pracowałem w hurtowni książek. Małym
"skokiem w bok" była gastronomia, przez kilka lat prowadziłem bufety szkolne. Lecz jak to bywa, gdy
się nie ma własnego lokalu , "wędrowałem" z miejsca na miejsce, aż
w końcu pozamykałem wszystkie swoje sklepy, stoiska i obecnie reprezentuję Wydawnictwo na terenie Pomorza.
W 1997 roku wybrałem się z moją narzeczoną (obecnie żoną) w
poszukiwaniu moich "korzeni". Poszukiwania zacząłem od
strony ojca. Wypytałem o wszystko dziadka, gdzie się urodził,
kogo można odwiedzić. Dopiero po przyjeździe do rodzinnej miejscowości dziadka
(Klęczany koło Nowego Sącza) zorientowałem się jak liczna jest moja rodzina.
Oczywiście nikt tam nie wiedział o moim istnieniu i musiałem tłumaczyć kim jestem.
Byłem
zasypywany wieloma pytaniami: a co u tego, jak się ma tamta,
nawet niechcąco słownie jedna osobę pochowałem. Miałem trudności
z zapamiętaniem wszystkich imion, nazwisk i miejscowości. I tu się narodziła moja pasja.
Zacząłem notować, wypytywać, odwiedzać
cmentarze, kościoły i urzędy. Gdy zebrałem trochę informacji, zorientowałem
się, że mam rodzinę rozsiana po całej Polsce, gdzie
bym nie pojechał, znalazłbym potomków rodu Gadzinów (prawidłowo
to ja też powinienem nazywać się Gadzina, lecz gdy miałem 3,5
roku moi rodzice zmienili nazwisko na obecne. Plotka głosi, ze na
moje żądanie, lecz ja się do tego nie przyznaję).
W lipcu 1998 roku pobrałem się z Basią i na "miesiąc
miodowy" (dwa tygodnie) wybraliśmy się na "tournee po
Gadzinach". Owocem tego jest nie kolejny członek rodziny
(zamiast konsumować małżeństwo, oprowadzałem moja żonę po
cmentarzach, kościołach, nowo poznanych ciotkach i wujkach), lecz
bardzo rozbudowane "drzewo genealogiczne".
"Dokopałem się do moich praprapradziadków i dowiedziałem się, ze praprzodek Gadzina
dostał od Jana III Sobieskiego w nagrodę za swe waleczne czyny worek złota. Niestety plan, gdzie
go zakopał zaginął. Być może kiedyś go odnajdę.
Na początku 2001 roku zainteresowałem się rodziną od strony mamy.
Niestety babcia już dawno umarła i nie miałem kogo wypytywać. Trochę
dowiedziałem się od mamy, trochę od wujków, ale kopalnią
wiedzy była "czarodziejska szuflada" babci. Czegóż tam
nie było, różne zdjęcia, listy, wisiorki, itp., oraz bezcenny pamiętnik. To
właśnie dzięki niemu dowiedziałem się o wielu
rzeczach, dzięki niemu pojechałem w poszukiwania do Ślesina,
Konina, Turku i do szkoły w Polichnie. Niestety niewiele znalazłem. Spróbowałem jeszcze raz. Od wujka
Włodka dostałem
namiary na Tomasza Wiszniewskiego. To on mi opowiedział o
"wujku z Ameryki" (z Bora Bora) o stworzonym
"drzewie" w internecie (chwała Wam za to), to on pożyczył mi "Pamiętnik imigranta" napisany przez brata
mojego pradziadka. To co zobaczyłem i przeczytałem na początku
mnie przeraziło, ja tu nie mam co robić, tu wszystko zostało
odkryte, dziesiątki nazwisk i zdjęć! Z jednej strony cieszyłem się, że to istnieje, lecz z drugiej
byłem rozczarowany. Ale nie było, aż tak źle (źle - tez wymyśliłem),
zauważyłem, że i ja mogę wtrącić tu "parę groszy". Wiedziałem
coś,
o czym nie było napisane, miałem zdjęcia, których nie było, wiedziałem o
osobach, które nie były tam zamieszczone. I tak zacząłem korespondować z wujkiem "z wyspy" i
dosyłać mu uzupełnienia do "Naszego drzewa". I robię to do
dzisiaj. Obecnie przy pomocy Stana Wiśniewskiego (wujka "z
wyspy"), staram się umieścić również Gadzinów w internecie.
Oczywiście o wiele trudniej byłoby mi się o wszystkim dowiedzieć,
gdyby nie moja kochana żona Basia, która jeździ ze mną wysłuchuje opowieści i toleruje mojego "bzika".
(Pewnie tez liczy na ten worek złota). Gdańsk, styczeń 2002
Tu możecie przeczytać historię:
O GRZESIU, CO SPOTKAŁ MICHAŁKI
a tu: