indeks-Wiszniewscy     Grzegorz GIŻEWSKI (GADZINA)       indeks-Gadzina

strona główna-Wiszniewscy                      (24.04.1972 - Gdańsk)                             strona główna-Gadzina

rodzice Jadwiga Barbara Jarmakowska i Jan Giżewski (Gadzina)

drzewo-grafik Wiszniewscy               żona Barbara Jaroszewska         drzewo-grafik Gadzina

ślub 3/4.07.1998 - Gdańska

2 dzieci:

ZOFIA

TOMASZ 

 

       

       Grześ i jego pierwszy przyjaciel   Tu się urodził mój dziadek Janek   Tu się urodziła moja babcia Ania

        

                                ... komu pograbić                                                 Basia i Grzegorz, sierpień 1997

                       

        "Chłop i Baba w jednym stali domu"  parapetówka 2001        ... a jednak pochodzimy od małpy

                   

Sezon kąpielowy otwarty. Bieszkowice 24.02.2002

Grzegorz i Basia z dziećmi (Zosia i Tomek) , sierpień 2009

Urodziłem się i mieszkam w Gdańsku.
Od ponad dziesięciu lat zajmuje się księgarstwem. Przez ten czas miałem własną księgarnię, kilka stoisk z książkami, byłem kierownikiem księgarni i pracowałem w hurtowni książek. Małym "skokiem w bok" była gastronomia, przez kilka lat prowadziłem bufety szkolne. Lecz jak to bywa, gdy się nie ma własnego lokalu , "wędrowałem" z miejsca na miejsce, aż w końcu pozamykałem wszystkie swoje sklepy, stoiska i obecnie reprezentuję Wydawnictwo na terenie Pomorza.
W 1997 roku wybrałem się z moją narzeczoną (obecnie żoną) w poszukiwaniu moich "korzeni". Poszukiwania zacząłem od strony ojca. Wypytałem o wszystko dziadka, gdzie się urodził, kogo można odwiedzić. Dopiero po przyjeździe do rodzinnej miejscowości dziadka (Klęczany koło Nowego Sącza) zorientowałem się jak liczna jest moja rodzina. Oczywiście nikt tam nie wiedział o moim istnieniu i musiałem tłumaczyć kim jestem. Byłem zasypywany wieloma pytaniami: a co u tego, jak się ma tamta, nawet niechcąco słownie jedna osobę pochowałem. Miałem trudności z zapamiętaniem wszystkich imion, nazwisk i miejscowości. I tu się narodziła moja pasja. Zacząłem notować, wypytywać, odwiedzać cmentarze, kościoły i urzędy. Gdy zebrałem trochę informacji, zorientowałem się, że mam rodzinę rozsiana po całej Polsce, gdzie bym nie pojechał, znalazłbym potomków rodu Gadzinów (prawidłowo to ja też powinienem nazywać się Gadzina, lecz gdy miałem 3,5 roku moi rodzice zmienili nazwisko na obecne. Plotka głosi, ze na moje żądanie, lecz ja się do tego nie przyznaję).
W lipcu 1998 roku pobrałem się z Basią i na "miesiąc miodowy" (dwa tygodnie) wybraliśmy się na "tournee po Gadzinach". Owocem tego jest nie kolejny członek rodziny (zamiast konsumować małżeństwo, oprowadzałem moja żonę po cmentarzach, kościołach, nowo poznanych ciotkach i wujkach), lecz bardzo rozbudowane "drzewo genealogiczne". "Dokopałem się do moich praprapradziadków i dowiedziałem się, ze praprzodek Gadzina dostał od Jana III Sobieskiego w nagrodę za swe waleczne czyny worek złota. Niestety plan, gdzie go zakopał zaginął. Być może kiedyś go odnajdę.
Na początku 2001 roku zainteresowałem się rodziną od strony mamy. Niestety babcia już dawno umarła i nie miałem kogo wypytywać. Trochę dowiedziałem się od mamy, trochę od wujków, ale kopalnią wiedzy była "czarodziejska szuflada" babci. Czegóż tam nie było, różne zdjęcia, listy, wisiorki, itp., oraz bezcenny pamiętnik. To właśnie dzięki niemu dowiedziałem się o wielu rzeczach, dzięki niemu pojechałem w poszukiwania do Ślesina, Konina, Turku i do szkoły w Polichnie. Niestety niewiele znalazłem. Spróbowałem jeszcze raz. Od wujka Włodka dostałem namiary na Tomasza Wiszniewskiego. To on mi opowiedział o "wujku z Ameryki" (z Bora Bora) o stworzonym "drzewie" w internecie (chwała Wam za to), to on pożyczył mi "Pamiętnik imigranta" napisany przez brata mojego pradziadka. To co zobaczyłem i przeczytałem na początku mnie przeraziło, ja tu nie mam co robić, tu wszystko zostało odkryte, dziesiątki nazwisk i zdjęć! Z jednej strony cieszyłem się, że to istnieje, lecz z drugiej byłem rozczarowany. Ale nie było, aż tak źle (źle - tez wymyśliłem), zauważyłem, że i ja mogę wtrącić tu "parę groszy". Wiedziałem coś, o czym nie było napisane, miałem zdjęcia, których nie było, wiedziałem o osobach, które nie były tam zamieszczone. I tak zacząłem korespondować z wujkiem "z wyspy" i dosyłać mu uzupełnienia do "Naszego drzewa". I robię to do dzisiaj. Obecnie przy pomocy Stana Wiśniewskiego (wujka "z wyspy"), staram się umieścić również Gadzinów w internecie.
Oczywiście o wiele trudniej byłoby mi się o wszystkim dowiedzieć, gdyby nie moja kochana żona Basia, która jeździ ze mną wysłuchuje opowieści i toleruje mojego "bzika".
(Pewnie tez liczy na ten worek złota). Gdańsk, styczeń 2002

Tu możecie przeczytać historię:

O GRZESIU, CO SPOTKAŁ MICHAŁKI

a tu:

pierwsza książeczka z wierszykiem Grzegorza